WPIS Z SERII "SZWAJCARIA WASZYMI OCZAMI"
AUTORKA: KASIA
Jeszcze kilka lat temu Szwajcaria istniała dla mnie tylko na mapie. Była nieosiągalna.... To wszystko zmieniło się za sprawą mojej starszej siostry i jej męża. Jestem im bardzo wdzięczna za wszystko co w tym pięknym kraju zobaczyłam i czego doświadczyłam. Dziękuję :)
Pierwsze odwiedziny zaplanowaliśmy (my = ja + mąż) na październik 2011 roku. Bilety lotnicze kupione pół roku wcześniej leżały sobie w szufladzie. "Czekały" na jesień. No i się doczekały ;) To był nasz pierwszy lot samolotem. Strach mieszał się z radością. 1h52min w niebie :) Dosłownie ;)
I dotarliśmy. Przed nami szwajcarskie 10 dni :) Zahaczyliśmy także o Francję i Niemcy. W skrócie tak to wyglądało:
Mapka wypalona w drewnie. Prezent od szwagra ;)
Pierwsze wrażenie? Ogromne i bardzo nowoczesne lotnisko. Taki efekt "WOW". Miejsce docelowe - Elgg :) Szwajcarska wioska. Porównując nasze wsie - dla mnie to małe miasto. Stosunki międzyludzkie niesamowicie pozytywne. Każdy jest bezinteresownie miły. I to "Gruezi!" nawet do obcych. Mega fajne! :) Ludzie szanują swój czas. Przerwa obiadowa musi być. I jak przystało, niedziela jest dniem odpoczynku. U nas niestety tego nie ma :( A okolica cudna. Na spacery można chodzić bez końca!
Co mnie zdziwiło? Brak psów. Za to kotów mnóstwo. Przy okazji pozdrawiam Kumpla, zaprzyjaźnionego chyba - bezdomnego kotka. "Znamy się" już 3 lata :) W tym roku okazało się, że Kumpel to kotka. Hihhi. Pobyt w Niemczech i Francji pominę bo nie o tym miałam pisać. Może innym razem ;)
Pierwszy wyjazd - Zurych. Wysiadka na dworcu i.... kim jestem? gdzie jestem? i w którą stronę mam iść? Hahaha! Ale od czego ma się starszą siostrę... Kierunek - ZOO. Nie jestem zbyt wielkim zwolennikiem ogrodów zoologicznych, ale kocham zwierzęta i to jedyny sposób żeby je podziwiać. Mam w Zurychu swoich dwóch ulubieńców:
Oczywiście każdy zwierz który nie uciekał został przeze mnie "pokochany" . Szkoda, że wtedy nie było wybiegu ze świnkami morskimi. Teraz już jest. I słoniki mają większą przestrzeń życiową.
Mini Zoo - raj na ziemi :) Zawyżałam tam średnią wiekową ale co tam ;) I niezapomniana Masoala Regenwld. Imitacja lasu deszczowego. Trzeba uważać żeby jakiegoś jaszczura nie rozdeptać.
Jak dla mnie jeden dzień w tym ZOO to za mało. I dziwne dzieci. Zamiast podziwiać zwierzęta, biegały z tabletami i innymi dziwnymi wynalazkami. No cóż, XXI wiek...
Dokładniejsze podziwianie Zurychu zostawiliśmy na następne wizyty. Założyliśmy, że takie będą :) Nie ukrywam, iż na późniejszy przebieg zwiedzania pewien wpływ miała Ania i jej blog "Szwajcaria Moimi Oczami". To tam wypatrzyłam m.in. China Garden. I Luxemburgerli. Mniam.
I jak tu być w Szwajcarii i nie odwiedzić krówki Milki w naturalnym środowisku. Udaliśmy się więc na poszukiwania w Alpy, w dobrze znane mojej siostrze miejsce. Cudowne miejsce jakim jest Feldis. Pochodziliśmy po górach. Skosztowaliśmy lokalnych browarków :) Wypad mega pozytywny!
W górach mieszany krajobraz.
Pełno śniegu.
500 metrów dalej słoneczko i kwiatuszki.
A widoki nie do opisania słowami....
Oczywiście nie obyło się bez "pokochania" lokalnej zwierzyny. Co prawda nie była to Fioletowa Krówka ale kózki z dzwoneczkami. Władowałam sie na "pastucha" i popieścił mnie prąd. Brrrrrr. ;)
W obie strony podróżowaliśmy pociągiem. Do samego Feldis kolejką górską. I tu kolejny "szok kulturowy". Pociągi. Ładne, czyste i przede wszystkim szybkie. Koleją można dojechać wszędzie. Kupujesz bilet i śmigasz każdą formą transportu. Nawet statkiem. Automaty z biletami na każdej stacji. Pociąg czy autobus nigdy się nie spóźnił. Super, super, super! Ogólnie czysty kraj. Sprawna segregacja śmieci. Nie kradną paczek z wycieraczek ;) I można wypić piwko "pod chmurką". Bardzo zauważalne jest wzajemne zaufanie. Sklepy z wystawkami bez zabezpieczeń ( u nas wszystko poprzypinane łańcuchami :/ ). Jeszcze coś czego u nas nie ma. Każdy, bez względu na wiek posługuje się językiem angielskim. Zakupy w sklepach nie samoobsługowym nie stanowią problemu. Wielokrotnie na ulicy pytałam o drogę. Zawsze ludzie byli mili i chętnie pomagali.
Minusy- alkohol można pić od 16 roku życia. To samo z tytoniem. Każdy wpatrzony w swój tablet i smartfon. Rzadko kto rozmawia w pociągu. Chyba, że przez telefon ;) I Fioletowa Krowa nie istnieje! :( Niezrozumiały język szwajcarski dla osoby znającej podstawy języka niemieckiego. Moje "oko turysty" nie widzi więcej wad.
Kolejne wyprawy do Szwajcarii nie były już tak szokujące. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Wiedziałam co mnie czeka. Sama jeździłam do Wintherturu (najbliższego większego miasta) na zakupy. Korzystałam z komunikacji miejskiej bez problemu :) Do Zurychu nie odważyłam się sama pojechać. Dalej przeraża mnie ogrom tamtejszego dworca :)
Poznałam wielu wartościowych ludzi. Rodzina i przyjaciele szwagra bardzo ciepło nas przyjęli
Wnioski- mogłabym tam zamieszkać :)