1. Od jakiego czasu jesteś w Szwajcarii? W jakim regionie mieszkasz?
- Do Szwajcarii przeprowadziłam się w październiku 2012 roku. W kantonie Bern mieszka mój partner, a także koleżanka z Polski, z którą znamy się od liceum. Przed przeprowadzką byłam kilka razy w tym rejonie i zaakceptowałam go (chociaż nie od razu) jako mój nowy dom.
2. Czy decyzja o emigracji była dla Ciebie trudna? Ktoś pomógł Ci ją podjąć?
- Na początku nie chciałam słyszeć o przeprowadzce i odwlekałam decyzję. Partner nigdy na mnie nie naciskał i wychodził z założenia, że jak będę gotowa to sama tę decyzję podejmę. I pewnego czwartku tak się stało - spontanicznie i trochę w złości. Przed przeprowadzką mieszkałam i pracowałam w Poznaniu (uwielbiam to miasto!). Jednak wieczne korki doprowadzały mnie do szału i tego dnia jakoś wyjątkowo mi dokuczyły. Dostanie się z Piątkowa na Grunwald to był horror. Dodatkowym impulsem była chęć zmiany pracy i wiedziałam, że jak ją zmienię to do Szwajcarii nie wyjadę i pewnie nasz związek się rozpadnie. Nie chciałam tego i podświadomie od samego początku wiedziałam, że to ja się będę przeprowadzać jeżeli nasz związek przetrwa. Mój partner jest Szwajcarem i nie mówi po polsku, a i wykształcenie ma takie, że w Polsce nie miałby szans na podjęcie pracy. Jeszcze w Polsce po podjęciu decyzji, po złożeniu wypowiedzenia umowy o pracę i wynajmowanego mieszkania, obleciał mnie strach i myśl „co ja najlepszego zrobiłam??????”. Dostałam wtedy małego ataku paniki, ale to był jeden jedyny raz.
3. Jak zareagowali bliscy na decyzję o wyjeździe? Tęsknisz za tymi, którzy zostali w kraju?
- Rodzina domyślała się, że prędzej czy później tak się skończy, więc chyba jakoś bardzo zaskoczeni nie byli. Cieszyli się a zarazem mieli pewne obawy. Zupełnie tak jak ja. Jasne, że tęsknię. Omija mnie tyle spraw i wydarzeń. Siostrzeńcy i siostrzenica rosną jak na drożdżach, a moje rodzinne miasto wygląda za każdym razem inaczej. Tęsknię też za jedzeniem i maminą kuchnią (ruskie mojej mamy...).
- Przed przeprowadzką na stałe byłam w Szwajcarii kilka razy, jednak kilka rzeczy mnie zaskoczyło. Mówi się, że Szwajcarzy bardzo niechętnie przełączają się na Hochdeutsch. Miałam tylko jedną sytuację, w której osoba uparcie mówiła do mnie w dialekcie. Z pozytywnych doświadczeń - byłam na zakupach i starsza pani poprosiła mnie o coś. To było na samym początku i wtedy jeszcze zupełnie nie rozumiałam dialektu. Poprosiłam ją, żeby powiedziała po niemiecku. Staruszka się uśmiechnęła i przesympatycznie spytała mnie czy mogłabym jej podać z górnej półki pudełko czekoladek Merci.
Innym pozytywnym zaskoczeniem była dla mnie możliwość kupienia w zwykłym markecie po normalnej cenie produktów bez laktozy. Na nowo cieszę się smakiem sera białego, jogurtów itd.
Przed przeprowadzką myślałam, że środki komunikacji miejskiej działają jak w szwajcarskim zegarku. I z uśmiechem odkryłam, że jest podobnie jak w Polsce. Może nie spóźniają się tak często i tak dużo, ale się spóźniają.
Nie wiedziałam też, że praca na cały etat to niekoniecznie 40 godzin w tygodniu. Zależy to od branży i pracodawcy. Do tego dochodzi obowiązkowa przerwa na obiad. Mam nieodparte wrażenie, że życie płynie mi tu jeszcze szybciej niż w Polsce i to jest mało pozytywne doświadczenie.
No i chyba największe zaskoczenie – wspólna z sąsiadami pralka i plan prania. Wytrzymałam długo, bo prawie dwa lata, ale i tak skończyło się kupieniem własnej małej pralki.
Innym pozytywnym zaskoczeniem była dla mnie możliwość kupienia w zwykłym markecie po normalnej cenie produktów bez laktozy. Na nowo cieszę się smakiem sera białego, jogurtów itd.
Przed przeprowadzką myślałam, że środki komunikacji miejskiej działają jak w szwajcarskim zegarku. I z uśmiechem odkryłam, że jest podobnie jak w Polsce. Może nie spóźniają się tak często i tak dużo, ale się spóźniają.
Nie wiedziałam też, że praca na cały etat to niekoniecznie 40 godzin w tygodniu. Zależy to od branży i pracodawcy. Do tego dochodzi obowiązkowa przerwa na obiad. Mam nieodparte wrażenie, że życie płynie mi tu jeszcze szybciej niż w Polsce i to jest mało pozytywne doświadczenie.
No i chyba największe zaskoczenie – wspólna z sąsiadami pralka i plan prania. Wytrzymałam długo, bo prawie dwa lata, ale i tak skończyło się kupieniem własnej małej pralki.
- Językiem niemieckim posługuję się biegle, więc większych problemów nie miałam. Większość znajomych przełączała się na Hochdeutch w trakcie dyskusji, w których brałam udział. Z czasem rozumiem też coraz więcej w dialektach. I jeżeli nie mówią za szybko, to rozumiem o czym jest mowa i włączam się w dyskusję. Dużą zasługę ma kolega z pracy, który stwierdził, że mam się osłuchać z dialektem i już :)
Mój partner ma już zakodowane, że ze mną rozmawia w Hochdeutsch. Nieraz przypomni sobie, że miał mówić do mnie w dialekcie. Mimo iż jest z kantonu Bern, a Berneńczycy są raczej powolni, dialektem mówi szybko, a ja nie jestem do tego przyzwyczajona i nie zawsze go rozumiem, więc czasami zirytowany wraca do niemieckiego ;).
Mój partner ma już zakodowane, że ze mną rozmawia w Hochdeutsch. Nieraz przypomni sobie, że miał mówić do mnie w dialekcie. Mimo iż jest z kantonu Bern, a Berneńczycy są raczej powolni, dialektem mówi szybko, a ja nie jestem do tego przyzwyczajona i nie zawsze go rozumiem, więc czasami zirytowany wraca do niemieckiego ;).
- Pierwsza praca nie miała zupełnie związku z moim wyuczonym zawodem, była za to „typowo” szwajcarska. Mianowicie pracowałam w małym atelier i składałam zegarki. Pewnie nie każdy będzie miał okazję rozłożyć zegarek na części pierwsze i później złożyć go tak żeby działał. Mnie się udało i to nie raz. Dostałam ją dzięki witaminie B, czyli znajomościom. To był w sumie akt rozpaczy. Przez 2 lata bez powodzenia szukałam pracy w zawodzie i nie dostałam nawet zaproszenia na rozmowę. Związane to było zapewne z tym, że szukałam jej z Polski a w większości ogłoszeń wymagane było pozwolenie C lub chociaż B. Dlatego, gdy zdecydowałam się na tę rewolucję, podjęłam pierwszą pracę, która się nadarzyła z nadzieją na znalezienie lepszej gdy będę już na miejscu. Już mieszkając w Szwajcarii zdecydowałam się na kurs w Zurychu, żeby podnieść swoje szanse na znalezienie pracy w zawodzie. Po kolejnym roku szukania udało mi się znaleźć obecną pracę w międzynarodowym koncernie zgodną z moim wykształceniem.
- Najczęściej przez mojego partnera bądź koleżankę. Nie mam dużego grona znajomych w Szwajcarii ale też mi to niespecjalnie przeszkadza. Dużo pracuję, do tego egzaminy i życie prywatne, a doba ma 24 godziny. Jestem zwolennikiem małego grona dobrych znajomych, którzy nie będą się czuli zaniedbywani.
8. Jak traktują Cię sąsiedzi/współpracownicy? Są nastawieni przyjaźnie czy mają uprzedzenia?
- Nigdy nie spotkałam się z dyskryminacją na tle narodowości. Współpracownicy są nastawieni pozytywnie. Chętnie uczą się polskich słówek i wcinają polskie słodycze. Czasami rzucą jakimś stereotypem o piciu wódki, kradzieżach samochodów czy słabych występach naszych piłkarzy, ale mnie to nie rusza. Nie dyskutuję na te tematy, bo i stereotypy nie są bezpodstawne.
9. Planujesz osiedlić się w Szwajcarii na stałe?
9. Planujesz osiedlić się w Szwajcarii na stałe?
- Z takim zamiarem wyjechałam, ale co będzie jutro czas pokaże.
10. Jeśli masz ochotę dodać coś od siebie, a nie było możliwości wplecenia tego w odpowiedzi na powyższe pytania to teraz jest na to miejsce i czas!
- Mój wyjazd z Polski nie był tzw. wyjazdem za chlebem. Jedynym powodem bycia na emigracji jest mój partner. Podejrzewam, że nigdy nie zdecydowałabym się na emigrację chyba, że warunki ekonomiczne by mnie do tego zmusiły. Ale nawet wtedy pewnie bym nie wyjechała do Szwajcarii a raczej do zachodnich Niemiec.
Wielu uważa że Szwajcaria jest rajem na ziemi. Ja do tej grupy nie należę. Owszem jest tu sporo możliwości, zarabia się niebagatelne pieniądze w porównaniu z pracą na etacie w Polsce, jednak życie jest odpowiednio droższe. Kraj ma swoje wady i zalety, tak samo jak Polska czy inny kraj na świecie.
Oboje jesteśmy lokalnymi patriotami. Nie jeździmy na zakupy do Niemiec, żeby było taniej. Zarabiamy tu i tu wydajemy. To nakręca lokalną gospodarkę, a to daje nam zatrudnienie i życie bez trosk finansowych.
Oboje jesteśmy lokalnymi patriotami. Nie jeździmy na zakupy do Niemiec, żeby było taniej. Zarabiamy tu i tu wydajemy. To nakręca lokalną gospodarkę, a to daje nam zatrudnienie i życie bez trosk finansowych.
Agata z bloga Szwajcaria odkuchni