Quantcast
Channel: Szwajcaria moimi oczami..
Viewing all 105 articles
Browse latest View live

Wywiady z emigrantami: Joanna Rutko-Seitler

$
0
0



1. Od jakiego czasu jesteś w Szwajcarii? W jakim regionie mieszkasz?
-  Do Szwajcarii przyjechałam w styczniu 2001 roku po sesji, na mały odpoczynek...i tak mi już zostało. Objechałam prawie całą Szwajcarię, od jez. Zurychskiego począwszy, poprzez Kanton Schwyz, Luzern, St.Gallen ( gdzie poznałam swojego męża), by osiąść na stałe w Kantonie Thurgau, w Arbon, nad jeziorem Bodeńskim. Mieszkam tu już 6 lat i rozwijam swoje talenty.

2.. Czy decyzja o emigracji była dla Ciebie trudna? Ktoś pomógł Ci ją podjąć?
-   Przyjechałam z koleżanką, która od razu poznała tu swoją „wielką miłość”. Wtedy jeszcze nie było tu tak wielu Polaków. Mężczyźni słynęli z kradzieży i picia, kobiety z czystości i ułożenia. Znaleźć pracę nie było wielkim problemem. Zdecydowałam się spróbować swoich sił, gdyż zawsze ciągnęło mnie w nieznane rejony.


3. Jak zareagowali bliscy na decyzję o wyjeździe? Tęsknisz za tymi, którzy zostali w kraju?
-  Bardzo szybko wyfrunęłam z domu, bo zaraz po maturze. Mieszkałam tylko z babcią, bo reszta rodziny mi wymarła. A ona - przedsiębiorcza kobieta - nie miała problemu z tym, czy będę 200 czy 1000 km od domu. Naturalnie tęsknota była... były częste telefony, listy, wysyłanie pieniędzy do domu, żeby jakoś te nieobecność zrekompensować, ale wiadomo - nie da rady. 5 lat temu babci się zmarło i nie pozostał nikt z najbliższej rodziny, oprócz dalszych kuzynów i przyjaciółki Kasi z lat szkolnych, do której jeżdżę odwiedzając Polskę. Jestem chrzestną jej pierworodnego i najmłodszej córki mojej chrzestnej, i chyba tylko to jeszcze ciągnie mnie do kraju.


4. Jakie było Twoje pierwsze wrażenie po przybyciu do Szwajcarii? Coś Cię zaskoczyło? 
-   Przyjechałam w zimie, wieczorem. Nie mogłam spać i z niecierpliwością wypatrywałam poranka, by iść zobaczyć Richterswil. Jakież było moje zaskoczenie, gdy zobaczyłam o 7:00 rano, że wszystkie ulice i chodniki są poodśnieżane, a na ziemi nie wala się żaden papierek. Punktualność Szwajcarów jest też dobrym tematem, bo jak powiesz, ze o 18.30 będę, to jesteś 5 min. przed, a nie 15. po.



5. Jak poradziłeś/aś sobie z barierą językową?
-   Język niemiecki,francuski i rosyjski miałam w szkole, do tego długo prywatnie uczyłam się angielskiego. Rozmawiałam na przemian w różnych językach, a koleżanki (wtedy zza naszej wschodniej granicy) douczały mnie rosyjskiego i niemieckiego... Z biegiem czasu nauczyłam się języka i dialektu i już nie było problemu.

6. Spełniasz się zawodowo? Miałeś/aś trudności ze znalezieniem pracy?
-  Zawodowo? Haha. W swoim zawodzie nie pracuję, bo nie mam szans. Jestem po ekonomiku i administracji. Żeby tu pracować, musiałabym studia na nowo robić, bo tutejsze prawo różni się od polskiego. Na początku łapałam się różnych prac, od sprzątania, przez truskawki, po kebaby i małe knajpki. Ostatecznie wylądowałam w Hotelu jako Allrounderin i mi się to spodobało. Mogłam pracować z ludźmi, urządzać imprezy, a jak już miałam dosyć szumu - schować się w pokoju i posprzątać. Jestem z natury perfekcjonistką, a sprzątanie to było moje hobby. Drugim hobby - już od dzieciństwa - była fotografia. W tamtych czasach jeszcze analogowa. Dziś już jest wszystko zdigitalizowane i nie tak czaso- i kasochłonne jak kiedyś. Postanowiłam zrobić szwajcarskie kursy i uderzyć w regionalny rynek. Pomogła mi znajoma, która ze względu na nową pracę nie mogła już poświęcać tyle czasu na swoje praco-hobby. Powiedziała do których drzwi zapukać i z kim rozmawiać Tak wiec od 4 lat współpracuję z gazetami, klubami i zrzeszeniami, które chcą uwiecznić swoje postępowania i imprezy. Wyspecjalizowałam się w fotografii eventowej. Ale portretową też „uprawiam”.

7. W jaki sposób nawiązywałeś/aś nowe znajomości na obczyźnie?
-   Metodą prób i błędów językowych. Nie straszne mi było popełnić błąd gramatyczny pytąjąc o coś w sklepie lub na ulicy. Szwajcarzy uśmiechali się ciepło i poprawiali, i tak się rodziły nowe znajomości- bez Facebooka i Twittera, i bez „der, die, das”.


8. Jak traktują Cię sąsiedzi/współpracownicy? Są nastawieni przyjaźnie czy mają uprzedzenia? 
-     Nie mam problemów z sąsiadami, bo jest ich mało. W gminie również mnie znają, bo co chwile tam bywam, załatwiając różne sprawy dla innych Polaków. Panie cierpliwie odpowiadają na zadane pytania, podpowiadają najprostsze rozwiązania, kierują do odpowiednich drzwi. Ale zdarzają się nieprzyjemności. Z racji tego, że dalej szkole niemiecki, wszędzie używam Hoch Deutsch. Niektórzy Szwajcarzy słysząc ten język nie pytają się już (jak jeszcze 10 lat temu) skąd pochodzę, tylko zamykają się w sobie, nie chcą rozmawiać, traktują Cię jak ułomnego, dopiero gdy słyszą moje nazwisko, reagują: Ah, to pani.... Przykre.

9. Planujesz osiedlić się w Szwajcarii na stałe?

-   Ja już jestem osiedlona i zintegrowana. Powiedzmy tak: nie planuję powrotu do Polski, bo nie mam już do czego. Tutaj mam rodzinę, znajomych, prace....



10. Jeśli masz ochotę dodać coś od siebie, a nie było możliwości wplecenia tego w odpowiedzi na powyższe pytania to teraz jest na to miejsce i czas!
-   Nazwisko Seitler w Arbon jest znane bardzo długo. Ja rozsławiłam je jeszcze bardziej 3 lata temu, organizując wspólnie z mężem tzw. PickNickJazz am See w Pawilonie muzycznym, przy starym arbońskim porcie. Jest to cykl koncertów – nie tylko Jazzowych, które odbywają się w niedziele po południu, w sezonie letnim,w każdą pogodę. Mąż jest z zawodu lekarzem i muzykiem jazzowym. Uruchomiłam swoje organizatorskie talenty, a on kontakty. W pierwszym roku wystartowaliśmy z minimalnym funduszem, zbierając do kapelusza dla muzyków i „sprzedając” napoje za „co łaska”. Próbowaliśmy z miastem negocjować fundusze na nowy projekt kulturalny w roku 2014, ale nam odmówili. Christoph się podłamał i nie chciał mieć już z tym nic wspólnego. A ja się uparłam. I tak oto sama „ciągnę” tę imprezę, również za „co laska” i z pomocą paru znajomych, którzy są z nami od początku, albo dopiero co dołączyli. Nie mam już również problemu z załatwianiem muzyków, gdyż po pierwszym , rozsławionym również na Austrię i Niemcy Pikniku, ludzie zgłaszają się sami. 


Zamieszczony w maju artykuł o mnie w gazecie regionalnej, Otworzył nowe drzwi, znajomości i możliwości. Poprosiłam pana redaktora, aby podkreślił, że jestem z pochodzenia Polką, by pokazać wszystkim, że nie należy się wstydzić kraju swoich przodków i dążyć do spełnienia swoich marzeń. 
Nie należy się chować, narzekać i bać, tylko wziąć życie w swoje ręce. Szwajcarom tez należy pokazać, że mimo tego, ze Auslaender, to jednak zintegrowany!


Zdrowie Polaków w Szwajcarii!
Nie bójcie się realizować siebie!

Joanna Rutko-Seitler 



Wywiady z emigrantami: Ania G.

$
0
0
1.Od jakiego czasu jesteś w Szwajcarii? W jakim regionie mieszkasz?
-   Jestem niecały rok (w połowie września przyjechałam i zostałam). Kanton Graubünden, między Chur a Davos.

2. Czy decyzja o emigracji była dla Ciebie trudna? Ktoś pomógł Ci ją podjąć?
-   Przyjechałam tu pomóc znajomemu rodziny. Wcześniej byłam na krótko dwa razy. 

3. Jak zareagowali bliscy na decyzję o wyjeździe? Tęsknisz za tymi, którzy zostali w kraju? 
-    Nie tęsknię. Przyjechałam z córką, a z bliskimi mam kontakt przez Skype.

4. Jakie było Twoje pierwsze wrażenie po przybyciu do Szwajcarii? Coś Cię zaskoczyło? 

-   Podobało mi się bardzo dobre nastawienie innych ludzi do nas, obcokrajowców, pomoc kierowców autobusów przy przesiadkach, czyste ulice, brak tłoku w autobusach.

5. Jak poradziłeś/aś sobie z barierą językową? 
-   Nadal się uczę, a wcześniej w Polsce chodziłam na kurs języka.

6. Spełniasz się zawodowo? Miałeś/aś trudności ze znalezieniem pracy?

-   Tak. Nadal mam trudności ze znalezieniem pracy w niepełnym wymiarze godzin.

7. W jaki sposób nawiązywałeś/aś nowe znajomości na obczyźnie?
-   Na razie tylko z mieszkańcami.

8. Jak traktują Cię sąsiedzi/współpracownicy? Są nastawieni przyjaźnie czy mają uprzedzenia? -   siedzi traktują mnie i dziecko bardzo przyjaźnie. są bardzo wyrozumiali pod względem języka.

9. Planujesz osiedlić się w Szwajcarii na stałe?
-   Chciałabym, ale zobaczymy co przyniesie los.

10. Jeśli masz ochotę dodać coś od siebie, a nie było możliwości wplecenia tego w odpowiedzi na powyższe pytania to teraz jest na to miejsce i czas!
______________

Ania G. 

Spielzeugmuseum Zurich - Muzeum Zabawek w Zurychu.

$
0
0
Usiądźcie wygodnie i cofnijcie się pamięcią do swojego dzieciństwa. Jaka była Wasza ulubiona zabawka? Skąd ją mieliście? Macie ją do dziś? Mnie ciężko wybrać jeden, konkretny przedmiot, o którym mogłabym napisać. Przechodziłam różne etapy, od resoraków poprzez klocki Lego, lalki Barbie, aż do maskotek, których wór spoczywa gdzieś na dnie w piwnicy. Mam w domu kilka przedmiotów z dzieciństwa, ale chyba żaden nie był tym jedynym i wyjątkowym. Z niecierpliwością czekam na Wasze komentarze i wspomnienia ulubionych zabawek i zabaw :) 


Tymczasem zabieram Was w świat dzieciństwa Szwajcarów. Odwiedzicie dziś ze mną Spielzeugmuseum, miejsce, które znajduje się w jednym z najstarszych zakątków Starego Miasta w Zurychu. Muzeum powstało w roku 1956 z okazji 75-lecia firmy Franz Carl Weber założonej przez Margrit Weber - Beck. W obecnym, wyżej wspomnianym miejscu, funkcjonuje od 1981 roku. Znajduje się tu kolekcja zabawek nie tylko ze Szwajcarii ale i z Europy, która odzwierciedla życie każdej opoki na przestrzeni XVIII - XX wieku. Miniaturowe kolejki i silniczki parowe świadczą o technicznej rewolucji, lalki i ich stroje prezentują trendy w modzie oraz ilustrują życie w dawnych czasach. Stare gry, drewniane zabawki, książki, piece i wiele innych, to wszystko zachwyca pomysłem, precyzją wykonania i historią. Ja niestety nie opowiem Wam o poszczególnych okazach, ponieważ musiałabym wybrać się tam z dyktafonem i nagrywać fascynujące opowieści Pani, która tam pracuje i najwyraźniej kocha swoją pracę i każdy eksponat z osobna. Czuć było w jej głosie pasję :)  


Szwajcarskie zabawki nigdy nie były produktem masowym, zawsze wyróżniała je jakość i oryginalność. Dużo okazów ma szczególne uznanie na międzynarodowej arenie. Możecie o tym przeczytać w specjalnie wydanej książce "100 Jahre schweizer spielzeugfabrikation".


W Spielzeugmuseum możecie zobaczyć nie tylko stałą ekspozycję, ale i wystawy specjalne. W tej chwili do maja 2016 r. oczy odwiedzających cieszy wystawa zabawek wykonanych w Zurychu i okolicznych wsiach. Są to wyroby producentów zabawek z XX wieku. Nie bez powodu wystawa ta przyciąga wielu ciekawskich! Zurych jest bowiem uważany za kolebkę branży zabawkarskiej, zgromadził on wiele talentów w dziedzinie projektowania, literatury i malarstwa, a także twórców przemysłu poligraficznego. Naprawdę warto zobaczyć ten zbiór! :) 


Kolejna ekspozycja, którą możecie obejrzeć to "Dzieci Świata". Wystawa ta była otwarta w latach 2011 - 2012 w Museum Lindwurm Stein am Rhein, ale wzbudziła tak ogromne zainteresowani i uznanie, że postanowiono zrealizować ją również w Zurychu. Realizacja miała miejsce w roku 2013, ale znów przyciągnęła tłumy gości i możemy ją ponownie podziwiać do końca października tego roku.


Moje wrażenia? Wrócę tam jeszcze, aby obejrzeć wszystko dokładniej niż za pierwszym razem. Muzeum mieści się na niewielkiej powierzchni co tworzy bardzo domową i przytulną atmosferę. Wszystkie eksponaty umieszczone w szklanych gablotach, czyste i zadbane. No i oczywiście wyżej wspomniana Pani, która bardzo chętnie opowie Wam historie zabawek, które ma pod "swoim" dachem. To wszystko sprawia, że mam ochotę tam wrócić i przenieść się w świat dzieciństwa, zachwycić się tym co widzę, powrócić do swoich lat młodości i wyjść z szerokim uśmiechem na twarzy :)
----------------------------------------------------------
Godziny otwarcia:
Poniedziałek - Piątek  14:00 - 17:00
Sobota 13:00 - 16:00

Cena:
5 CHF od osoby, dzieci do lat 16 za darmo.
-----------------------------------------------------------

Więcej zdjęć mojego autorstwa znajdziecie TUTAJ.

Oficjalna strona: http://www.zuercher-spielzeugmuseum.ch/

Najpiękniejsze miejsce w Polsce...

$
0
0
Dzisiejszy wpis powstał w ramach akcji Klubu Polki na Obczyźnie, która ma na celu pomoc w zbiórce pieniędzy na Fundusz Dzieci Osieroconych oraz na rzecz dzieci z Domowego Hospicjum w Gdańsku. Więcej szczegółów na temat zbiórki znajdziecie TUTAJ. My, blogerki z całego świata, postanowiłyśmy włączyć się do wydarzenia poprzez jego promowanie w sposób dla Nas przyjemny, a mianowicie poprzez opisanie na blogach najpiękniejszych według Nas miejsc w Polsce :) 


Długo zastanawiałam się nad tym jakie miejsce opisać. Właściwie Polski nie znam, nie tak jak bym chciała. Byłam w zaledwie kilku miejscach, z których nawet nie mam ciekawych zdjęć, a co dopiero mówić o jakimś zachwycie czy przywiązaniu. Wiem, że wielu z Was może wydawać się to trochę smutne, że nie znam swojego kraju, ale szczerze wierzę, że kiedyś uda mi się przyjechać na dłużej i zwiedzić to i owo. Cóż mogę w takiej sytuacji napisać? Nie będę zmyślać i podkradać zdjęć z Internetu. Moim ulubionym miejscem w Polsce jest dom moich Rodziców i właśnie o tym dziś przeczytacie. Jak zwykle będzie sentymentalnie, chusteczki w dłoń! :)

Zacznijmy od tego, że dom, w którym się wychowałam, a dom o którym dziś napiszę to fizycznie co innego. Całe swoje nastoletnie życie spędziłam w bloku w centrum Wrocławia. To wspaniałe wspomnienia. Miałam tam znajomych i rodzinę, wszystkich pod ręką. W każdej chwili można było zapukać do sąsiadki i wyciągnąć ją na podwórko, a tam już fantazja nie miała granic. Wszystko co wpadło w rękę mogło posłużyć jako coś, czego obserwator z zewnątrz nie potrafił dostrzec. To moim zdaniem wyznacznik tego, że miałam dobre dzieciństwo. Oczywiście, że posiadałam zabawki prosto ze sklepu, nowiutkie i piękne. Mimo to potrafiłam te nieskazitelną rzecz wkomponować w otoczenie, obrzucić błotem, spętać sznurkami, wcisnąć na gałąź i była przednia zabawa. Ach, dziecięca wyobraźnie nie zna granic! Później pojawiły się czasy uganiania się za chłopakami, strojenia na szkolne dyskoteki i wychodzenie na piwo, nie zawsze za wiedzą Rodziców. I tu właśnie wracałam z pierwszych zagranicznych wojaży, ale o tym gdzie, kiedy, po co i dlaczego zaraz po maturze ruszyłam w Europę dowiecie się z postu na temat tęsknoty, który znajdziecie TUTAJ. Zapraszam do lektury! :) 

Dom, o którym opowiem dziś to fizycznie dom pod Wrocławiem, usytuowany w okolicy kilku zalewów wodnych oraz pięknego lasu. Jakie tam grzyby rosną! Palce lizać! Tutaj od kilku lat mieszkają moi Rodzice i to własnie jest miejsce, do którego zawsze się kieruje będąc w Polsce. To moja bezpieczna przystań. Pomyślicie sobie, że to nic szczególnego, że każdy wraca do rodzinnego domu i uważa to za coś normalnego, a nie szczególnego. Ja Wam jednak powiem, że to może być coś wyjątkowego, ale wszystko to zależy od stosunków międzyludzkich, bo to właśnie ludzie sprawiają, że życie nabiera barw i ma sens. 


Przede wszystkim kocham to miejsce, ponieważ czuje się w nim swobodnie, fizycznie i psychicznie. Nie muszę udawać, zakładać masek, robić tylko tego co wypada, mogę być zupełnie swobodna w wyrażaniu swoich myśli i przekładaniu je na czyny. Któż przecież zna mnie lepiej jak moi Rodzice? Nikt! Dostaję od nich pełną akceptacje i ogromne wsparcie w tym co robię ze swoim życiem. Oczywiście, zdarzają się kłótnie i odmienne zdania, ale ostatecznie ja robię po swojemu, a oni to akceptują i starają się mi tę drogę ułatwić. Za to jestem niezmiernie wdzięczna! Po drugie sama bliskość kogoś, kto podarował Ci życie jest wyjątkowa. I nie mam tu na myśli ciągłego przytulania się i dziękowania, a po prostu bycie obok. Wspólne posiłki, wspólna praca w ogrodzie, wspólny odpoczynek, pomoc w sprzątaniu, wspólne gotowanie. To daje wiele radości, zwłaszcza jeśli mieszka się tysiąc kilometrów dalej i takie normalne funkcjonowanie nie zdarza się zbyt często. Uwierzcie mi, że z takich chwil można wyciągnąć ogrom radości i kopa do życia. Działa to tym bardziej mocno, jeśli ma się w Rodzicach przyjaciół. Bywało różnie, ale w tym momencie mogę powiedzieć, że wypracowałyśmy z Mamą więź, którą poza relacją matka - córka można nazwać przyjaźnią. Jestem w stanie i chcę powiedzieć Mamie wiele rzeczy, również tych wstydliwych i intymnych, a ona rozumie, doradzi, wesprze. Jakże cudownie mieć takie oparcie! Tacie może nie zwierzam się z tego, że chłop mnie dziś zdenerwował ;), ale wieloma sytuacjami potwierdził, że mam w Nim pełne wsparcie i jak trzeba to w ogień wskoczy albo jak lew rozszarpie tego, który będzie chciał mnie skrzywdzić. Mówię z pełną odpowiedzialnością, możecie mi Rodziców pozazdrościć! ;)


Sam dom jako budynek i jego otoczenie również jest dla mnie cenne i najpiękniejsze. Dom to przestrzeń, przyjemnie urządzony, choć nie mam w nim swojego pokoju. Tzn., pokój mój jest, ale jeszcze nie urządzony (nigdy nie mam na to czasu) i służy raczej jako przechowalnia rzeczy moich i Jacka, póki wszystkiego nie przewieziemy do Szwajcarii. Mimo tego mam swój pokoik gościnny i to mi w zupełności wystarcza. No i ogród! Któż nie marzy o ogrodzie? Ogromny, pełen wspaniałych roślin, którymi Mama skrupulatnie się opiekuje. Nasadzonych w nim jest bardzo dużo roślin miododajnych, a co za tym idzie mamy w nim ogrom owadów, od tych bzykających, na których widok się wzdrygam (alergia na jad) aż po wspaniałe motyle, które niczym kwiaty prezentują swe wdzięki na łodygach. Do tego ptaki, których śpiew rozbrzmiewa od świtu do nocy. Szczególnie upodobały sobie Nasz ogród, ponieważ mój pomysłowy Tato wybudował dla nich poidełko, z którego chętnie piją i w którym chętnie się pluskają jak dzieci w basenie. O, basen, mówiłam, że w tym roku stanął w ogrodzie ogromny basen, z którego podczas ostatniego urlopu prawie że nosa nie wyściubiałam? ;) Wracając do zwierząt. O krecie może wspominać nie będę bo spędza wszystkim sen z powiek i orze w tym Naszym pięknym ogrodzie, aż łza się w oku kręci, wcale nie ze wzruszenia. W moim rodzinnym domu mieszka też Figa, moja kotka. Kiedy wyjechałam do Szwajcarii oddałam ją pod opiekę Rodziców. Szybko ich zaakceptowała i pokochała, a ogród stał się jej żywiołem. Przykro byłoby mi ją teraz wyrywać z tego środowiska, w którym widać czuje się na prawdę doskonale. Na szczęście pamięta o swojej pańci i tylko jak jestem w domu to opuszcza sypialnię Rodziców  i przeprowadza się do mojego pokoiku, zwłaszcza nocą na poduszkę :) 


O mały włos, a bym zapomniała! Owoce i warzywa, no przecież! W ogrodzie moich Rodziców uświadczycie najsmaczniejszych, niczym nie pryskanych owoców i warzyw! Są maliny, poziomki, truskawki, jeżyny, borówki, wielokolorowe porzeczki, a także jabłka. Do tego cudowne w smaku pomidorki koktajlowe, ogórki, fasola, marchew, szczypior, itd. Ach, na samo wspomnienie ślinka mi cieknie. Oczywiście sklepowe produkty są również smaczne i na co dzień takie kupuję, ale jednak owoc czy warzywo prosto z krzaka daje niezapomniane przeżycia smakowe. Będąc teraz na urlopie obżarłam się (inaczej tego nazwać nie można) jak bąk wszystkim co w ogrodzie w tym czasie rosło. Ba! Narwałam i samolotem dla Jacka przetransportowałam ogórki i pomidory żeby choć miał namiastkę domu rodzinnego, a właściwie prawie teściowego, jakkolwiek to brzmi ;) 


Kiedy jestem w domu staram się przemyć trochę siebie i tego co poznałam w Szwajcarii do codziennego menu. I tak nieodłącznym elementem moich przyjazdów jest grillowany Raclette, Fondue oraz śmierdzące sery na kilogramy przywożone dla Taty. Który z Panów nie lubi przegryźć czujnego serka do zimnego piwa? ;) Wprowadzam również dania proste, ale pełne witamin, na których przyrządzenie Rodzice nie zawsze mają czas i chęci. Wspólne posiłki wbrew pozorom to coś bardzo cennego, usiądźcie czasem razem przy stole ze swoimi najbliższymi i celebrujcie ten czas :) 

Mogłabym pisać godzinami, ale kto będzie chciał to czytać? Podsumuję tylko, że dom moich Rodziców to moja przystań. Wiem, że jeśli (odpukać!) w życiu by mi się nie powiodło to zawsze mogę wrócić do domu, a zostanę przyjęta z otwartymi ramionami. Nie będzie oceniania, wyśmiewania, docinków, ani nic z tych rzeczy! Otrzymam wsparcie i wiele miłości. Właśnie dlatego to jest moje miejsce, którego żadne skarby nie przebiją :) 


STRONA W PRZEBUDOWIE!

$
0
0



Moi Drodzy, zachodzą duże zmiany, praco - i czasochłonne. Blog wkrótce przeistoczy się w bardziej profesjonalną stronę, zmieni się nie tylko wygląd, ale również treści. Będzie w końcu regularnie, konkretnie, a i pojawi się nowa tematyka postów. Musicie uzbroić się w cierpliwość. Prace trwają, a w związku z tym dotychczasowa strona nie będzie aktualizowana w żaden sposób. Prawdopodobnie część linków czy postów może być niedostępna. Spokojnie jednak! Wszystko wróci na swoje miejsce, a sprawnie hulać powinno już pod koniec września. Jeeej, cieszę się jak dziecko!

Trzymajcie kciuki za powodzenie misji! ;)

Zapraszam do śledzenia cały czas aktywnych stron:



Pozdrawiam ciepło
Ania

P.S. Jak podoba się Wam nowe logo? ;)
Viewing all 105 articles
Browse latest View live